Cieszę się, że jestem ostatnią deską ratunku dla niektórych. Przyznam się jednak, że wolałbym być pierwszym portem, ale na wszystko przyjdzie czas.

Dziś był u mnie człowiek, który dopiero na końcu konsultacji powiedział mi, że był już u kogoś innego, a do mnie przyszedł bo już wyczerpał inne możliwości.

Niestety, ja też nie mogłem pomóc. Na pewno nie dziś. Gdybym dostał telefon ze cztery miesiące temu, byłaby inna rozmowa. Była to kolejna sprawa, która ponownie unaoczniła mi, jak ważne jest zgłaszanie wypadków w pracy.

Klient ów, niedoszły, a być może przyszły, miał wypadek w pracy w ostatni dzień przed urlopem. Wyciągał ciężki kosz naczyń ze zmywarki i poślizgnął się na podłodze w miejscu, gdzie powłoka anty-poślizgowa jest wyślizgana do gołej deski. Uratował się przed upadkiem, ale coś mu strzyknęło w „krzyżu”. Ponieważ następnego dnia szedł na urlop wymyślił sobie, że wykuruje się na urlopie.

Tego wypadku nie zgłosił, choć poprzedni, gdzie doznał stosunkowo drobnego oparzenia zgłosił i owszem.

W tym wypadku do lekarza poszedł dopiero pod koniec urlopu, kiedy to trzeba było wracać do pracy, a w plecach dalej rwie. Pracodawca do tej pory nie wie, że krzywda człowiekowi stała się w pracy.

Podobno jest świadek, koleżanka – kucharka, ale ta nie chce się w nic mieszać. Czy to ze strachu czy z innego powodu koleżanka oficjalnie o niczym nie wie i nic nie widziała.

Nieoficjalnie, widziała wszystko.

Żeby uzyskać odszkodowanie za wypadek w pracy zawsze trzeba najpierw udowodnić wypadek potem zaniedbanie pracodawcy, a na koniec związek pomiędzy tym zaniedbaniem i wypadkiem.

O tym wypadku pracodawca nie wie do dziś, pomimo iż upłynęło kilka miesięcy. Kamer – brak; świadek jest, ale jakby go nie było: niechętny i strachliwy.

Gdybyśmy poszli do sądu (bo bez takiego w tej sprawie się nie obejdzie) poszkodowany będzie mówić o tym, że stało się, a pracodawca, że nie ma o niczym pojęcia i w związku z tym pewnie się nie stało. A może się stało, ale na urlopie, bo zanim poszedł na urlop to na nic nie narzekał. I trudno nie będzie przyznać tu racji: „zanim poszedł na urlop na nic nie narzekał”.

Bez świadka w tej sprawie ani rusz.

Zaskakuje mnie jak często ludzie leczą się na urlopie. Święta, wakacje i inne wyjazdy do Polski to musi być czas żniw dla lekarzy w Ojczyźnie. Z jednej strony rozumiem, że łatwiej się porozumieć i łatwiej przede wszystkim znaleźć takiego lekarza. Po trzecie, pewnie taniej niż w Irlandii. A ja, o naiwności, myślałem, że na urlop jeździ się odpocząć, a leczy się człowiek na chorobowym.

Przyjmuję do wiadomości argument, że strach stracić pracę, więc pewne rzeczy przed pracodawcą się ukrywa. Lub taki, że teraz nie jest dobry moment wszczynać sprawę, bo żona jest w ciąży. Nie przekonuje mnie to jednak.

Czy naprawdę powinno zależeć nam na pracy, która zagraża życiu i zdrowiu? Czy jak już się dziecko urodzi to wszystko wróci do normy i będzie łatwiej?

Wręcz przeciwnie!

„Nie lękajcie się”, że pozwolę sobie na cytat. Strach czyni z ludzi niewolników i krępuje skuteczniej niż łańcuchy. Ale to już temat na zupełnie inny artykuł.

Z przyjemnością doradzę Państwu we wszelkich sprawach dotyczących wypadków w drogowych czy w pracy. Zajmuję się również sprawami karnymi (małymi i dużymi), łącznie z Europejskim Nakazem Aresztowania, jaki również sprawami dotyczącymi prawa pracy. Zajmuję się i zajmować będę również przeniesieniem własności nieruchomości oraz prawem gospodarczym (czyli zakładaniem biznesu), choć w sprawie podatków będę odsyłał do księgowego. Z radością wysłucham i udzielę informacji i rady. Mogą się Państwo ze mną skontaktować (w rozsądnych godzinach) pod numerem telefonu 085 75 13 666 i przez stronę PolskiPrawnik.ie.

Marcin Szulc