Rozmawiałem ostatnio o pewnej sieci supermarketów, której pracownicy stanowią całkiem sporą grupę moich Klientów. Koleżanka zapytała, czy z innych supermarketów też mam tylu klientów z uszkodzonymi kręgosłupami, nadszarpniętymi barkami i nadwyrężonymi kolanami. Otóż, po zastanowieniu się, stwierdziłem, że są takie supermarkety, których pracownicy nie są moimi klientami.

Nie będę podawał w tym artykule nazw. Pracownicy tych czy innych sklepów, a zwłaszcza ich centrów dystrybucyjnych (to taka szumna nazwa na wielki magazyn) będą wiedzieli, o kim piszę. Dla reszty P.T. Czytelników pozostanie się domyślać.

Napiszę natomiast o dwóch rzeczach: o tym jak poprawić warunki pracy oraz o tym, jakie to są te „dobre warunki” pracy.

Otóż, okazuje się, że po kilku latach niekończących się batalii w różnych sądach i trybunałach (równości i zatrudnienia) warunki pracy w jednym z centrów dystrybucyjnych zmieniły się na lepsze. Fakt, że mój Klient, główny prowodyr, podżegacz i najaktywniejszy tropiciel naruszeń praw pracowniczych przepłacił to utratą pracy. Wchodząc na wojenną ścieżkę liczył się jednak z tym.

Bardzo trudno jest powstrzymać pracodawcę przed zwolnieniem, ale łatwiej (choć wcale nie łatwo) jest walczyć po takim zwolnieniu o odszkodowanie. Zatem walczymy.

Jego skargi dotyczyły głównie BHP i tego, że narusza się zasady BHP, żeby wyrobić normę; albo inaczej: stosując zasady BHP nie da się wyrobić normy.

Teraz słyszę od innego pracownika tej firmy, że po kilku latach pozywania o wypadki (i to nie tylko przeze mnie) oraz pozywania o niesłuszne zwolnienia, dyskryminację i wiktymizację dały pożądany efekt: bezpieczeństwo w pracy.

Niestety dla mnie, coraz mniej osób odnosi tam obrażenia w pracy. Mniej jest uszkodzonych i nadwyrężonych kręgosłupów, zwichniętych stawów i naderwanych wiązadeł.

Niestety dla innych, pracodawców, którzy traktują ludzi gorzej od wózka widłowego jest wciąż sporo. Z głodu nie umrę.

I choć naprawianie świata (i tego magazynu) nie zostało na pewno zakończone, to chciałbym niniejszym otrąbić pierwsze jaskółki sukcesu.

Jak zostało to osiągnięte? To proste.

Każdy wypadek w pracy był zgłaszany. Każdy wypadek w pracy (albo prawie każdy) kończył się sprawą o odszkodowanie. Każde niewłaściwe traktowanie pracownika kończyło się PISEMNĄ skargą według obowiązującej w firmie procedury. Skargi były oczywiście bezskuteczne, ale były za to bardzo przydatne później, w sprawach o niesłuszne zwolnienie. Każda dyskryminacja kończyła się sprawą w Trybunale Równości. Każde zwolnienie kończyło się sprawą o niesłuszne zwolnienie.

Pracownicy, a zaczęło się od tego jednego, przestali się bać. Ów pierwszy, z którym po kilku latach się zaprzyjaźniłem, dał przykład, jak mądrze „stawać okoniem” i nie dawać po sobie jeździć.

Nie było ani łatwo, ani krótko. Szczerze mówiąc, to nawet się nie jeszcze nie skończyło, stąd moja ostrożność w obwieszczaniu sukcesu. Jednak, coś drgnęło i firma, krok po kroku, zmieniła zasady, normy i wewnętrzne procedury tak, żeby ograniczyć liczbę wypadków i skarg.

A o to właśnie chodzi, prawda?

Walka o odszkodowanie za wypadek w pracy to czasem misja. Pomagam nie tylko ofierze wypadku, ale też innym pracownikom, którzy mogą być narażeni na te same warunki czy wypadki. Pracodawca, który zostanie uderzony po kieszeni (czyli tam, gdzie boli najbardziej) zastanowi się dwa razy, zanim zrobi coś głupiego.

Zatem można zmienić świat.

Z przyjemnością doradzę Państwu we wszelkich sprawach dotyczących wypadków w drogowych czy w pracy. Zajmuję się również sprawami karnymi (małymi i dużymi), łącznie z europejskim Nakazem Aresztowania, jaki i również w sprawami dotyczącymi prawa pracy. Zajmuję się i zajmować będę również przeniesieniem własności nieruchomości oraz prawem gospodarczym (czyli zakładaniem biznesu), choć w sprawie podatków będę odsyłał do księgowego. Z radością wysłucham i udzielę informacji i rady. Mogą się Państwo ze mną skontaktować (w rozsądnych godzinach) pod numerem telefonu 085 75 13 666.

Marcin Szulc